Wybraliśmy dla Państwa krótki fragment bardzo ważnej pozycji na rynku księgarskim jakim jest niewątpliwie „Ostateczna bitwa o rodzinę” – zredagowanej w formie wywiadu przeprowadzonego przez Wydawnictwo Esprit z ks. Piotrem Glasem, rekolekcjonistą i byłym egzorcystą, oraz dr. Jackiem Pulikowskim, cenionym doradcą rodzinnym. W książce Eksperci przypominają nam, jaka jest prawdziwa wartość rodziny i z jakimi niebezpieczeństwami oraz atakami musi się dziś ona mierzyć. W zaprezentowanym poniżej fragmencie Autorzy koncentrują się na ukazaniu różnic między małżeńską rolą kobiety – matki a zadaniami mężczyzny – ojca; poruszają też trudny temat wychowywania dzieci w posłuszeństwie, które nie powinno być jednak uległością.
W czasach, gdy świat proponuje nam relacje „rodzinopodobne”, małżeństwa przeżywają kryzys spowodowany brakiem otwartości na życie oraz wiarę, podważa się tożsamość mężczyzny i kobiety, potrzebujemy mocnego i klarownego głosu opowiadającego się za Prawdą.
Opierając się na własnym bogatym doświadczeniu pracy z ludźmi, ks. Piotr Glas wraz z Jackiem Pulikowskim wskazują, że rozpad małżeństw jest dziś ściśle związany z odejściem od Boga.
Mamy nadzieję, że publikowany niżej fragment – bardzo ciekawy, w naszej opinii – poświęcony rolom małżeńskim i wychowaniu dzieci, zachęci Państwa do przeczytania „Ostatecznej bitwy o rodzinę” w całości.
Dzisiaj bardzo często mówi się o równym podziale ról w rodzinie – nie o rolach wynikających z natury, ale o tym, żeby była równość rozumiana jako: dzielimy się po połowie wszystkimi rolami, obowiązkami, zadaniami.
JP: Powtórzę to – moim zdaniem w rodzicielstwie jest to jawna głupota. Kobieta i mężczyzna mają w tej dziedzinie zupełnie inne naturalne predyspozycje, bo mają inne zadania do wypełnienia. Mówił o tym przez pięć lat od początku pontyfikatu Jan Paweł II w katechezach środowych. Zebrano je w tomie zatytułowanym Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Wygłosił w nich całą teologię ciała, pokazując, że do innych zadań kobieta została stworzona, przeznaczona, wyposażona – do matkowania, mężczyzna zaś do innych – do ojcowania. Oczywiście, że jest pewna wymienność. Zmywać naczynia może tak samo kobieta jak mężczyzna.
Tak, ale to nie jest rola, tylko czynność, którą trzeba wykonać
JP: Dokładnie. Natomiast piersią mężczyzna karmić nie może. Narąbać drewna, jeżeli jest zdrowy – jak najbardziej powinien mąż, a żona moim zdaniem nie powinna. Wskazuje na to choćby męski hormon siły – testosteron. Są pewne funkcje, które lepiej wypełnia kobieta, i takie, które lepiej wypełnia mężczyzna. Wprowadzenie sprawiedliwości w postaci równości jest dla mnie zwykłą głupotą. To tak jakbyśmy kazali pilotowi w połowie lotu zamieniać się rolą ze stewardessą, bo tak będzie sprawiedliwie. Nie. On jest przeznaczony i wyszkolony do tego, żeby pilotować samolot, a ona jest od tego, żeby troszczyć się o pasażerów i bezpieczeństwo na pokładzie i żeby podać napoje. Niech stewardesa robi to, co do niej należy, i niech pilot robi, co do niego należy. Tylko niech stewardessa będziedoceniona za swoją pracę i niech pilot będzie ceniony za swoją pracę.
Właśnie, kobiety często wykonują codzienne czynności, których nikt nie zauważa, a bez nich dom nie mógłby funkcjonować.
JP: Problem w tym, że te czynności czy zadania, które tradycyjnie wypełnia mężczyzna, oczywiście mężczyźni określili jako znacznie ważniejsze. A kobiety i ich prace są uważane za podrzędne. To jest porażka kobiet, że kiedyś dały się na to nabrać. Mówiłem już tu o tym, powtórzę: kochani mężczyźni, jeśli kobiety przestaną rodzić i wychowywać wam dzieci, koniec z waszą ważnością. Wasza męska ważność skończy się wraz z waszą śmiercią. Z punktu widzenia rozwoju społeczeństw nie ma ważniejszego zadania niż rodzenie i wychowanie dzieci. Oczywiście w wychowaniu ma swój udział i mężczyzna, i kobieta, i to są różne udziały. I naprawdę nierozumna jest myśl, że sprawiedliwość polega na równości. To znaczyłoby, że dziecku osiemnastoletniemu i trzyletniemu mamy dać tak samo duży kotlet na obiad? Bo sprawiedliwie to znaczy równo? Jeszcze wyraziściej widać to w wychowaniu chłopaków a dziewczyn. Chłopak ma być wychowywany do ojcostwa. A więc akcent powinien być położony na odpowiedzialność, na zdobycie zawodu, żeby potrafił wyżywić rodzinę, i tak dalej, i tak dalej. U kobiety akcent powinien być położony na rozwinięcie jej naturalnych cech do matkowania, opieki nad człowiekiem, budowania więzi międzyludzkiej. Niech każdy rozwija w sobie to, do czego się lepiej nadaje. Ale ważne jest, by mężczyzna chciał się od kobiety uczyć budowania więzi z nią. A kobieta powinna chcieć się poddać mężowi w ważnych, materialnych, dalekosiężnych, strategicznych decyzjach życiowych, bo on jest do podejmowania takich decyzji lepiej przystosowany.
PG: Dzisiaj na całym świecie widać zmasowaną kampanię na rzecz równouprawnienia. Kto za tym wszystkim stoi? Jaki jest tego cel? Głoszone obecnie hasło mówiące, że równość jest identycznością, jest kolejnym zwiedzeniem i oszustwem ojca kłamstwa, szatana.
JP: Nie tylko promuje się taką równość, ale karci, a nawet karze się normalność.
PG: Tak, jeśli w czytance dla dzieci występują tata, mama oraz dzieci, na Zachodzie podchodziłoby to już pod akt nierówności czy nietolerancji.
JP: A kiedy w filmie pokazuje się osoby o zaburzonej orientacji psychoseksualnej, one zawsze są dobre, szlachetne, piękne. Za wszelką cenę budzimy sympatię dla takich osób. Ich związki w ogóle są przecudowne. A kiedy mama zostaje w domu, żeby zająć się opieką nad dziećmi i wychowaniem ich, mówi się, że jest kurą domową, nie zrobiła kariery, zaprzepaściła wszystko, nie miała na siebie pomysłu. W naszym krótkim wystąpieniu na synodzie o rodzinie moja żona powiedziała o tym, że zrezygnowała z pracy w Polskiej Akademii Nauk i była przez dziesięć i pół roku w domu z dziećmi. I pierwsze pytanie dziennikarzy po tym wystąpieniu brzmiało: „I pani naprawdę nie żałuje?”. „Nie. Jestem szczęśliwa, jestem wdzięczna Bogu i mężowi, że mogłam być w tym czasie z dziećmi i zbierać te wszystkie śmietanki, te wszystkie pierwsze uśmieszki, ząbki, upadki, wzloty, cały rozwój dzieci. Miała to za mnie zrobić jakaś guwernantka? Nigdy w życiu, nie”. Kręcili głowami, nie wierzyli w to. Jak bardzo jesteśmy skażeni w myśleniu. Świat wmawia kobietom, że szczęście może dać im tylko kariera, a dzieci w tym przeszkadzają. Na to ja mówię kobietom: róbcie kariery żony i matki. Największą tragedią dzisiejszych kobiet jest to, że uwierzywszy światu, szukają swojego szczęścia poza terenem, na którym ono leży. Szukają go w ucieczce od macierzyństwa, szeroko rozumianego matkowania. Myślą, że znajdą je w światowych sukcesach, pieniądzach i nie wiadomo czym jeszcze. Nie znajdą tam szczęścia, bo tam go nie ma. Podobnie mężczyźni wierzą, że znajdą szczęście przez realizację swoich planów. To nie jest prawda, nie w tym leży szczęście.
Wcześniej dużo powiedzieliśmy sobie o tym, że mężczyzna, ojciec, jest w życiu dziecka niezwykle ważny. Ale to kobieta przeważnie przejmuje większą część troski o wychowanie dzieci. Jak nie zgubić w tym ojca?
JP: My, mężczyźni, jesteśmy słabi w budowaniu relacji. Chcąc pokierować, nawet w najlepszej wierze, życiem dzieci, chcemy, żeby dzieci robiły to, co jest dobre, a nie robiły tego, co jest złe. Na przykład żeby po zabawie pozbierały po sobie klocki. Fajnie, jeśli nauczy się dzieci zbierać klocki. Tylko jak tata to wyegzekwuje? Czy spowoduje, że dziecko będzie mu posłuszne, czy że dziecko będzie mu uległe? Różnica jest trudno dostrzegalna. Tata prosi dziecko: „Pozbieraj klocki”. Dziecko zbiera. Dobrze czy źle? Na pierwszy rzut oka dobrze. A dlaczego to zrobiło? Może dlatego, że się taty boi, bo tata mu wleje, jak nie pozbiera, albo cofnie mu jakieś profity, nie da mu nagrody albo w jakiś sposób je ukarze. I dziecko robi to z uległości, ze strachu. Budzi się w nim mentalność niewolnika. To dotyczy wielu aspektów, także wychowania do życia religijnego. I dziecko myśli: „Czekaj, jak będę duży i silny, to ci za to wszystko oddam”. Bardzo łatwo jest na dziecku wymusić pożądane zachowania. Siłą. Mamy w tym dużą przewagę. Nawet nie mówię o wymuszaniu biciem czy katowaniem. Nie. Mówię o zwykłej presji. Natomiast jeżeli zadamy sobie trud wytłumaczenia dziecku w taki sposób, że dziecko zrozumie, dlaczego te klocki trzeba zebrać, ono będzie posłuszne. To wymaga sporo trudu. Jednak najlepiej, jak dziecko zrozumie, że rodzice chcą jego dobra i że dobrze jest słuchać rodziców. Właśnie dlatego, że są mądrzy, lepiej od niego wiedzą, co jest dla niego dobre, i się o nie troszczą. Po prostu je kochają.
Jaką przestrzeń wolności możemy dziecku zostawić?
JP: Taką, która nie wchodzi w kolizję z moralnością. Kiedy dziecko wybiera zło moralne, musi nastąpić interwencja rodziców. Oczywiście trzeba dziecku pozwolić popełniać drobne błędy, dla nauczki. Skutki błędu będą boleć i będzie to lekcją odpowiedzialności. Natomiast nie możemy dopuścić, żeby dziecko w ramach wolności się zabiło. Wychowujący dziecko bezstresowo, gdy dziecko wkłada palce do kontaktu, tłumaczy mu: „Kochany tiu, tiu, tiu, Wojtusiu, nie wkładaj tam paluszków, bo tam taki konik wyskoczy i cię kopnie”. Następnego dnia dziecko, chcąc zobaczyć konika, włoży palce do kontaktu i może stracić życie. Bo było wychowywane bezstresowo. Według nierozsądnej teorii wychowania bezstresowego nie wolno podnieść głosu na dziecko ani broń Boże klapsa dać. Czasem ostre skarcenie dziecka może uchronić je przed tragedią.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tego rozróżnienia na posłuszeństwo i uległość.
JP: Różnica między nimi jest trudno dostrzegalna. Dzieci uległe buntują się, kiedy poczują swoją siłę. Dzieci posłuszne się nie buntują. Dziecko ma wiedzieć, że jemu będzie dobrze, kiedy będzie słuchało taty i mamy. Nie dlatego, że mu się to opłaci, bo dostanie pieniądze albo jakąś inną nagrodę. Proszę popatrzeć: był stan wojenny. Nikt nie wpadł na to, żeby nie być posłusznym milicjantowi na skrzyżowaniu. Skinął ręką – wszyscy grzecznie stawali. Skinął kolejny raz – jechali. Dlaczego? Bo on działał w tamtym miejscu dla dobra ludzi i opłacało im się go słuchać. Żadna sygnalizacja, nawet najlepiej zorganizowana, nie rozładuje skrzyżowania tak jak sprawny człowiek widzący, kto i w którą stronę skręca. Więc ludzie byli mu posłuszni. Natomiast nie byli posłuszni, gdy chciał im sprawdzać korespondencję, gdy chciał komuś robić rewizję w domu. Tu w bezsilności swojej byliśmy ulegli, ale powstawały w nas postawy buntu, a nawet chęć odegrania się za krzywdy. Jednak nawet w takich ekstremalnych warunkach jak stan wojenny posłuszeństwo w niektórych obszarach jest pożądane. Tylko żebyśmy zrozumieli istotę różnicy. Dziecko ma być rodzicom posłuszne, a nie uległe. Wielu ojców popełnia w tej kwestii błędy: wymuszając uległość, nieświadomie przygotowują bunt dziecka przeciwko wszystkim wartościom, które sami reprezentują.
I to jest źródło problemu wierzących rodziców, których dzieci odchodzą z Kościoła.
JP: Tak, bo to jest ta postawa: „Ty chodzisz do kościoła – ja nie będę chodził do kościoła”. Cokolwiek robisz, ja będę robił odwrotnie. To bardzo głupi błąd dziecka, ale niestety powszechny. A kiedy na to się jeszcze nałoży seksualne przebudzenie ciała, świat atakujący dziecko bodźcami, z którymi ono sobie nie radzi, tym bardziej nie jest mu z Kościołem po drodze. Bo musiałoby znowu o tym samym mówić przy spowiedzi. Więc czeka tylko na pretekst, by odejść od Kościoła, a w efekcie od Boga. Odwraca się nie tylko od Boga, ale i od wszystkich wartości, które dom rodzinny reprezentował. W tle są oczywiście ojciec i matka, ale w kwestii wiary kluczowy jest zawsze ojciec. Bo dziecko podgląda ojca w jego postawach życiowych. Mówiliśmy o tym wcześniej: jeśli trzyletnie dziecko widzi wspaniałego ojca na kolanach przed Bogiem, to od takiego Boga dziecko prawdopodobnie nigdy nie odejdzie, a cały system wartości ojca przejmie jako swój.
Zachęcamy także do zapoznania się z krótkim omówieniem publikacji „Ostateczna bitwa o rodzinę” zamieszczonym na naszej stronie.
Dodaj komentarz