Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni prowadzi poświęconą synodowi o synodalności stronę internetową o nazwie www.stronasynodalna.pl. Zamieszczamy tam wypowiedzi synów i córek Kościoła, duchownych i świeckich zatroskanych o wiarę w obliczu ogromnego zamętu, jakiego doświadcza w naszych czasach ukochana Matka – Kościół Katolicki. Szczególną przestrzenią, w której uwidacznia się chwiejność doktrynalna, dyscyplinarna i strukturalna Kościoła, jest toczący się od 2021 roku Synod o synodalności. Jak Ksiądz, jako specjalista w dziedzinie historii Kościoła, ocenia stan Kościoła, w jakim się obecnie znalazł?
Ks. Franciszek Gomułczak: Uprawnione jest twierdzenie, że historia Kościoła, obok innych aspektów, jest także historią nieustannych kryzysów. Stworzenie aż dotąd jęczy w bólach rodzenia – mówi św. Apostoł Paweł, i można powiedzieć, że podobnie Kościół nieustannie się rodzi, spełniając otrzymaną od Chrystusa misję głoszenia Dobrej Nowiny o zbawieniu. U źródeł każdego kryzysu leży grzech, przede wszystkim grzech pychy i wynikającej stąd pokusy poprawiania Pana Boga. Pawłowe stwierdzenie: przekazuję wam, co sam otrzymałem, proste i jednoznaczne w swej wymowie, powinno być podstawą każdego programu duszpasterskiego. Ten Apostoł w liście do Galatów nie waha się grozić przekleństwem ludziom głoszącym Ewangelię inną od tej, którą od niego otrzymali. Przypomina, że Ewangelii nie nauczył się od żadnego człowieka, ale objawił mu ją Jezus Chrystus. Nie wolno więc nikomu przykrawać Ewangelii do ludzkich upodobań. Dodaje, że gdyby starał się przypodobać ludziom, nie byłby sługą Chrystusa. Tę Ewangelię nakazuje Tymoteuszowi głosić w porę i nie w porę. Nie można szukać dogodnego czasu, ponieważ czas jest jeden i jest to czas zbawienia. Obecny kryzys Kościoła jest kryzysem wierności Depozytowi Wiary, jest więc kryzysem wiary w sercach konkretnych ludzi. Wielu utraciło z różnych powodów dar wiary nadprzyrodzonej. Wskutek tego uznało, że prawdy wiary i zasady moralne należy przykrawać do coraz to nowych osiągnięć współczesnej nauki. Oczywistą jest rzeczą, że to droga donikąd. Nauka odkrywa prawa rządzące światem, ale nie może dokonywać oceny, czy coś jest dobre albo złe moralnie. Z utratą wiary nadprzyrodzonej idzie w parze utrata poczucia tożsamości i wynikająca stąd niepewność co do rzeczywistej jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła, przy czym podkreślam z naciskiem słowo „Jego”, gdyż to nie jest nasz Kościół; zostaliśmy jedynie weń wszczepieni jako winne latorośle, które powinny przynieść owoc, jeśli nie chcą być, jako uschłe, odcięte i w ogień wrzucone.
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: Czy obecny kryzys Kościoła można określić jako pierwszy – tak poważny w jego historii, czy też podobne sytuacje zdarzały się już wcześniej?
Ks. Franciszek Gomułczak: Wiemy, że starożytnym Kościołem raz po raz wstrząsały herezje. Apologeci i Ojcowie Kościoła bronili ortodoksji polemiką, niekiedy bardzo ostrą w treści, ponieważ mieli świadomość, że prawda i fałsz nie mogą współistnieć ze sobą. Można i należy szanować ludzką godność każdego człowieka, ale nie można w jakikolwiek sposób afirmować błędnych stwierdzeń czy herezji przez niego głoszonych. Prawda nie znosi kompromisów, bo nie może uznać uprawnionego istnienia fałszu jako normy. Papież Benedykt XVI stwierdził kiedyś, że obecny kryzys jest najpoważniejszym kryzysem od czasów ariańskich, więc w jego ocenie nawet reformacja nie była tak wielkim zagrożeniem dla ortodoksji, jakim był arianizm i jakim jest obecny kryzys. Przypomnijmy: arianizm zapoczątkowany w IV wieku przez Ariusza kwestionował Boskość Chrystusa. Według Ariusza był On co prawda Synem Bożym, ale jedynie najdoskonalszym ze stworzeń. Zwołany przez cesarza sobór w Nicei sformułował katolicką naukę w takiej postaci, w jakiej wyznajemy dziś wiarę w Chrystusa w wyznaniu nicejsko-konstantynopolitańskim: że jest on Bogiem z Boga, światłem ze światłości współistotnym Ojcu. Słowo „współistotny” po grecku brzmi homoousios. Podmienienie w tym słowie jednej skromnej literki „o” na „i” zmienia jego brzmienie na homoiusios, co oznacza „podobny”(do Ojca). Jednej literki! Czy warto się spierać o jedną literkę? Wielu uznało, że nie warto i że w imię zachowania jedności trzeba w tej kwestii szukać kompromisu. Stąd wiele synodów, zwłaszcza po śmierci cesarza Konstantyna, zaczęło przyjmować formułę kompromisową. Synod wschodni w Seleucji Izauryjskiej na Wschodzie w 359 roku i dwa lata potem synod w Rimini na Zachodzie przyjęły więc formułę na poły ariańską, zaakceptowaną również przez papieża Liberiusza. Na placu boju pozostało niewielu obrońców ortodoksji, z których najbardziej znany jest biskup Hilary z Poitiers na Zachodzie i św. Atanazy Wielki z egipskiej Aleksandrii na Wschodzie. Ten ostatni toczył boje z arianizmem już na soborze nicejskim, po którym został biskupem Aleksandrii. Wskutek swego uporu kilkakrotnie musiał uchodzić ze stolicy biskupiej, aby bronić ortodoksji słowem i pismem oraz poprzez zwoływane synody. Nie ugiął się do końca, nawet gdy niemal wszyscy biskupi Wschodu i Zachodu ulegli błędowi powielanemu przez kolejne synody. Nie było dla niego argumentem to, że większość jest za, ponieważ prawdy nie ustala się większością głosów. Uznał też zapewne, że Duch Święty z tymi synodami nie ma nic wspólnego. Naraził się przez to na anatemy, także papieskie. Ale to dzisiaj jego czcimy jako świętego na Wschodzie i na Zachodzie. A któż pamięta o jego przeciwnikach? Warto mieć to na uwadze i dzisiaj, gdy zbyt wiele spraw usiłuje się przypisać działaniu Ducha Świętego. Warto jeszcze zauważyć, że biskup Atanazy mógł skutecznie opierać się herezji, ponieważ cieszył się wsparciem ludu.
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: Jaka jest, według Księdza, geneza obecnego kryzysu?
Ks. Franciszek Gomułczak: Pyta Pan o obecny kryzys. Ten korzeniami sięga bardzo głęboko. Można w dużym uproszczeniu stwierdzić, że jego historia zaczyna się już w epoce renesansu, który wstydził się epoki nazwanej później średniowieczem i nawiązywał do czasów starożytnych, propagując szeroko rozumiany kult doczesności, któremu uległo niestety także wielu papieży. Renesans jest podglebiem epoki nowożytnej, a tej z kolei dał początek Marcin Luter. Odrzucił on autorytet Magisterium Kościoła i zaczął głosić nieznaną dotąd formułę sola fides, sola Scriptura [tylko wiara, tylko Pismo]. Uznał także sumienie za ostateczną instancję, przez co dał pole subiektywizmowi moralnemu i interpretowaniu Słowa Bożego według własnego uznania. Przyjęcie poglądu o tym, że po grzechu pierworodnym człowiek jest nieodwracalnie zepsuty i jego dobre uczynki nie mają żadnej wagi przed Bogiem, a zbawienie polega jedynie na przykryciu naszych grzechów zbawczą męką Chrystusa, sprawiło, że ci którzy przyjęli jego naukę, nie widzieli sensu w moralnym doskonaleniu siebie, nie mówiąc już o dążeniu do świętości. Luter odrzucił naukę o ofiarnym charakterze mszy świętej, używając wobec niej, jak i wobec instytucji papiestwa niewybrednych i wulgarnych epitetów. Jego nauka zdobyła poklask wśród niemieckich feudałów, widzących w niej dobry pretekst do przejęcia dóbr kościelnych. Przyjęcie zasady cuius regio, eius religio [czyje królestwo, tego religia], uzależniającej formułę wiary poddanych od kaprysu ich władcy, było jawnym pogwałceniem wolności sumienia, którą Luter tak rzekomo popierał. Rozwój filozofii nowożytnej z jej deizmem i racjonalizmem, stawiającym człowieka w centrum świata doprowadził do rozdźwięku pomiędzy światem a Kościołem. Można dodać, że sola fides i sola Scriptura, zostało wyparte przez sola ratio [tylko rozum]. Reforma katolicka po soborze trydenckim doprowadziła do odnowy Kościoła, sprawiła, że stał się on na nowo prężny, żywotny i ekspansywny, co doprowadziło do odrodzenia religii katolickiej w wielu rejonach Europy. Jednocześnie zaczęły przenikać do jego wnętrza idee oświecenia, często niezgodne z katolickim depozytem wiary. To, w największym skrócie, doprowadziło do zjawiska modernizmu. Religia w opinii katolickich modernistów jest domeną uczuć, sferą bardzo subiektywnych przeżyć, dogmaty wiary zaś mają historyczny i ewolucyjny charakter, mogą więc podlegać modyfikacji w zależności od epoki. Stoi to w jawnej opozycji do nauczania katolickiego o tym, że doktryna jest ciągle ta sama i rozwija się, ale na zasadzie ciągłości i niezmienności. To, co jest głoszone dzisiaj, nie może w kwestiach doktrynalnych różnić się od tego, co głosił Kościół czasów apostolskich. Dużego spustoszenia dokonał modernizm w naukach biblijnych, doprowadzając do rozróżnienia pomiędzy Jezusem historycznym a Chrystusem wiary, będącym rzekomo wytworem pierwszych gmin chrześcijańskich. Z tego powodu poddawano w wątpliwość cuda Jezusa, a nawet Jego zmartwychwstanie, by z czasem zakwestionować wiele innych prawd. Modernizm kroczył więc w kierunku jakiejś religii naturalistycznej, kwestionującej Objawienie i dającej pole do wielu nadużyć, zagrażając temu, co najważniejsze, a więc zbawieniu dusz.
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: Czy Urząd Nauczycielski Kościoła zareagował na te zjawiska?
Ks. Franciszek Gomułczak: Oczywiście. Reagował bardzo zdecydowanie. Jako pierwszy przed błędami epoki wkraczającymi w rzeczywistość Kościoła ostrzegał bł. papież Pius IX. Najdobitniej uczynił to w encyklice Quanta cura oraz w swoim Syllabusie wyliczającym błędy czasów jemu współczesnych. Tą samą drogą poszedł Leon XIII, ogłaszając w 1884 roku encyklikę przeciw masonerii Humanus genus, która nie była bynajmniej pierwszą encykliką dotykającą problemu masonerii i jej prób zawłaszczania Kościoła. Najdotkliwszy cios spotkał jednak modernistów ze strony św. Piusa X, który w 1907 roku wydał przeciwko modernizmowi osobną encyklikę Pascendi Dominici gregis, a następnie dekret Lamentabili, w którym nazwał modernizm zbiorem wszystkich herezji. We wspomnianej encyklice pisał o tych, którzy wiedzeni pozorną miłością Kościoła, pozbawieni silnej podstawy filozoficznej i teologicznej, przepojeni natomiast do gruntu zatrutymi doktrynami, głoszonymi przez wrogów Kościoła, zarozumiale siebie mienią odnowicielami tego Kościoła, i rozzuchwaleni liczbą swych zwolenników napadają nawet na to, co tylko jest najświętsze w Kościele Chrystusowym, nie oszczędzając nawet Osoby Boskiego Zbawiciela, którą ze świętokradczą odwagą sprowadzają do stanowiska prostego i ułomnego człowieka. Energiczne działania papieża wraz z wydaniem obowiązku składania przez duchownych przysięgi antymodernistycznej (zniesionego przez Pawła VI w 1967 roku), przytłumiły jedynie działania modernistów, którzy zaczęli odtąd działać bardziej skrycie, budując po cichu swoją potęgę i wpływy. Uważam, że następcy św. Piusa X nie docenili niebezpieczeństwa, a nawet je zlekceważyli. Bardziej zdecydowanym krokiem była dopiero encyklika Piusa XII Humani generis. Była ona także reakcją na rozwój we francuskich kręgach jezuickich i dominikańskich nurtu nowej teologii, koncentrującej uwagę na problemach tzw. współczesnego człowieka. To właśnie jej idee stały się dominujące na Soborze Watykańskim II.
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: W ten sposób dochodzimy do czasów nam współczesnych.
Ks. Franciszek Gomułczak: Tak. Kryzys trwał, miał różne oblicza, ale nieustannie przeciętny katolik miał pewność, że „wierzy jak należy”. Miał jasne nauczanie, sakramenty i pewność, że nad wszystkim czuwa Namiestnik Chrystusa uzbrojony asystencją Ducha Świętego, tak mocno wyartykułowaną na Soborze Watykańskim I. Tę pewność katolik po soborze utracił. Jak pisał na początku lat siedemdziesiątych Jean Guitton, katolicki intelektualista i przyjaciel Pawła VI, do lat sześćdziesiątych katolik wierzył z pewnością geometry, której zazdrościli mu inni; dziesięć lat później – już nie. Co takiego się wydarzyło? Moim zdaniem (i nie tylko moim) adepci tzw. nowej teologii i kręgów modernizujących zdobyli nadreprezentatywny wpływ na przebieg soboru, co było możliwe m.in. dzięki przychylności Jana XXIII i Pawła VI. Nie oznacza to, że wolą tych papieży było sprzyjanie błędom modernistów. Sądzę, że chciano przemawiać do świata innym językiem niż dotąd, Kościół miał być bardziej miłosierny niż potępiający, co zostało wykorzystane potem przez zwolenników daleko idących zmian. Tak wynika z decyzji podejmowanych w trakcie soboru i po jego zakończeniu. Dotyczy to zmian regulaminu soboru w trakcie jego trwania, co było z prawnego punktu widzenia niedopuszczalne, a także odrzucenia projektów dokumentów soborowych przygotowanych przez komisję przygotowawczą soboru bez uprzedniego podania ich analizie i dyskusji. Wielka ruchliwość i zapobiegliwość kręgów modernistycznych przy dziwnej inercji środowisk ortodoksyjnych doprowadziła do takiego, a nie innego składu komisji soborowych i w efekcie do sposobu prowadzenia obrad i wyników głosowań. Obszernie pisze o tym prof. Roberto de Mattei w swojej książce Sobór. Historia dotąd nieopowiedziana. Nie czas w tym miejscu na rozwodzenie się nad soborem, faktem jest jednak, że Vaticanum II nie okazał się antidotum na problemy Kościoła, a sposób jego percepcji przyczynił się jedynie do pogłębienia kryzysu, który w wielu krajach, szczególnie – strefy euroatlantyckiej, przybrał monstrualne rozmiary. W imię tzw. ducha soboru dokonywano faktycznych zmian w doktrynie, czego wyrazem był słynny „Katechizm holenderski”, opublikowany wbrew stanowisku Stolicy Apostolskiej, ale za aprobatą episkopatu holenderskiego z kard. Bernardusem Alfrinkiem na czele. Nowe rozumienie kapłaństwa, bardziej wynikające z założeń teologicznych niż z dokumentów soboru, często podważające nadprzyrodzone i sakramentalne jego rozumienie, doprowadziło do opuszczenia szeregów kapłańskich przez dziesiątki tysięcy księży diecezjalnych i zakonnych. Nastąpił niebywały zamęt w teologii i w nauczaniu doktryny. Liturgia, której księgi sobór chciał jedynie „przejrzeć”, i w tym celu wydał konstytucję Sacrosanctum concilium, została po soborze poddana całemu szeregowi eksperymentów i straciła swój sakralny i misteryjny wymiar. Wielu krytyków podkreśla zawarte w niej dwuznaczności, które ich zdaniem generowały kryzys, wielu jednak w jej wiernym zastosowaniu widziało gwarancję rzeczywistej odnowy liturgii. Dyskusja w tym względzie toczy się do dziś, za jej wyraz można uznać dążenie Benedykta XVI ku „reformie reformy”, które spotykało się z niezrozumiałym dla mnie oporem, wbrew oczywistym faktom uzasadniającym taką potrzebę. Kościół otworzył się na świat, ale zamiast go ewangelizować, uległ jego duchowi. Katolicy (nie wszyscy) bardzo zapragnęli przypodobać się światu w złudnej nadziei, że tym sposobem zdobędą go dla Chrystusa. W efekcie mamy zjawisko apostazji całych narodów, głęboki kryzys doktryny jako skutek braku dyscypliny i karności kościelnej, które musiały ustąpić miejsca bliżej nieokreślonej wolności.
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: Czy w tej sytuacji Urząd Nauczycielski Kościoła próbował w jakiś sposób stawić czoła narastającym wyzwaniom?
Ks. Franciszek Gomułczak: Paweł VI bolał w 1972 roku nad tym, że swąd szatana przez jakąś szczelinę wdarł się do świątyni Pańskiej. Papież ten miał jednak zbyt mały autorytet, by temu zaradzić. Głęboko przeżywał bunt wielu episkopatów, szczególnie – ze strefy niemieckojęzycznej, po opublikowaniu w 1968 roku encykliki Humanae vitae, w której potwierdził zakaz stosowania antykoncepcji. To też jeden ze znaków czasu naszej epoki. Wyobraża sobie ktoś bunt całych episkopatów przeciw potwierdzonej ortodoksji w jakiejkolwiek innej epoce, choćby za czasów Piusa XII, by za daleko nie sięgać? To każe wyrażać uzasadnioną, moim zdaniem, opinię, że jednak coś bardzo niedobrego musiało dziać się w Kościele pomiędzy pontyfikatem św. Piusa X a czasami posoborowymi i zdaje dziać się w naszych czasach. Polecam w tym momencie zajrzeć do encykliki Pascendi. Święty Jan Paweł II uważał sobór za wielkie dzieło, które wyda owoce w postaci wiosny Kościoła. Wydał też pewną walkę doktrynalnej dowolności, korzystając z kompetencji swego prefekta Kongregacji Doktryny Wiary kard. Josefa Ratzingera. To wtedy Hans Küng otrzymał zakaz występowania jako teolog katolicki, krytyki doczekały się też niektóre aspekty teologii wyzwolenia, a pontyfikat tego papieża został oznaczony trzema fundamentalnymi encyklikami: Veritatis splendor, Evangelium vitae oraz Fides et ratio. Benedykt XVI zdawał sobie sprawę z ogromu wyzwań i skali problemów nękających Kościół, bronił też katolickiej ortodoksji, czemu dawał wyraz w swoich dokumentach, wypowiedziach, a także książkach. Niestety, nie potrafił zdecydowanie stawić czoła naporowi nowinkarstwa. Być może stanęła temu na przeszkodzie jego osobista pokora, ogromna kultura osobista i takt, a także wrodzona nieśmiałość. Był też w niesłychanie brutalny sposób atakowany tak od zewnątrz, jak i z wnętrza Kościoła. Bezsprzecznie największym jego dokonaniem było motu proprio Summorum pontificum z 2007 roku uwalniające z wcześniejszych ograniczeń mszę w klasycznym rycie rzymskim. Krok ten dał impuls nowemu ożywieniu duchowemu wewnątrz Kościoła, ku przerażeniu kręgów modernistycznych.
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: A obecnie?
Ks. Franciszek Gomułczak: Pewne oznaki obrony doktryny wiary za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI sprawiły, że kręgi te nieco przycichły. Niestety, w moim przekonaniu, fatalna w skutkach decyzja Benedykta XVI o abdykacji i nowy pontyfikat papieża Franciszka sprawiły, że ośrodki modernistyczne nabrały wiatru w żagle. Nie ma sensu w tym momencie powtarzać wszystkiego, co działo się w Kościele w przeciągu ostatnich dziesięciu lat. Mamy w tej materii dubia kardynałów po Amoris laetitia i po ostatnim synodzie, mamy szereg wypowiedzi hierarchów takich jak śp. kard. George Pell, kard. Raymond Leo Burke, kard. Gerhard Müller czy bp Athanasius Schneider i bp Joseph Strickland. Na naszym polskim podwórku mamy list ks. abpa Stanisława Gądeckiego do papieża w sprawie synodu w Niemczech, jego wywiad dla jednego z katolickich portali na Zachodzie oraz sprawozdanie z rzymskiej sesji synodu; wszystkie jednoznacznie krytyczne, a przez to i na swój sposób ozdrowieńcze, bo różne od pustosłowia, często bardzo zgrabnego, innych hierarchów. Dla wielu opinie Księdza Arcybiskupa brzmią obrazoburczo, jako wręcz atak na papieża, niechęć do zrozumienia innych punktów widzenia etc., etc. Można tego typu wypowiedzi spotkać także u niektórych rozgorączkowanych publicystów. Tymczasem to przeciwnicy stanowiska metropolity poznańskiego nie umieją uczestniczyć w debacie, nie są w stanie udźwignąć wagi cudzego zdania. Przyzwyczailiśmy się, że dyskusja owszem, ale z pewną dozą autocenzury, tak by nie naruszyć pewnych tabu czy czyjegoś dobrego samopoczucia. Jeśli jednak zaprasza się do szczerej i odważnej dyskusji, i jeśli ma być ona aktem twórczym, a nie kolejnym pustosłowiem, to nie wolno obrażać się na czyjąś opinię ani nie można obrażać jej autora. Jeśli mamy zgadywać, co wolno powiedzieć, a czego – nie należy, to szkoda naszego cennego czasu. Z drugiej strony nie można milczeć, choć powiada wielu, że prawda sama się obroni, a bramy piekielne Kościoła nie zwyciężą. Dla mnie takie stanowisko jest manifestacją wygodnictwa i braku poczucia odpowiedzialności za Kościół.
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: W ten sposób zatoczyliśmy koło, by odpowiedzieć na ostatni człon pierwszego pytania.
Ks. Franciszek Gomułczak: Pytanie brzmi, jak oceniam stan Kościoła, w jakim się obecnie znalazł, i co możemy wobec tej sytuacji zrobić my, tu „na dole”? Zastrzegam, że jest to moja osobista, a więc siłą rzeczy subiektywna ocena, do wyrażenia której mam prawo – tak jak każdy syn i córka Kościoła – powodowany troską o czystość depozytu wiary i sprawę zbawienia dusz. Otóż, oceniam, że ostatnie dziesięć lat było okresem pogłębienia się zjawisk kryzysowych. Doszło do ogromnej dezorientacji ludzi wierzących, co daje się dostrzec także w konfesjonale i w rozmowach z ludźmi, w których dają wyraz swemu zatroskaniu, niepokojom, a niekiedy wręcz oburzeniu. Przedmiotem naszej duszpasterskiej troski musi być nauczanie Katechizmu, sprawowanie sakramentów i formowanie ludzi odpowiedzialnych za głoszenie Ewangelii; wszystko z myślą o tym, że mamy prowadzić wiernych do zbawienia. Potrzeba ludzi odpowiedzialnego świadectwa Prawdzie Objawionej, która jest Osobą i ma imię: Jezus Chrystus. Mamy uczyć patrzenia w górę – gdzie, jak uczy Apostoł – przebywa Chrystus. Musimy sami być pewni i tę pewność utwierdzać, że Kościół z Piotrem na czele jest depozytariuszem pełni Objawienia. Tego nie wolno rozwadniać! Prawda jest niezmienna i ta sama w Polsce, w Niemczech, w Gwinei i w Brazylii, bez względu na to, co innego usiłowalibyśmy głosić. Miłość należy czynić w prawdzie, a prawdę w miłości. Nie jest okazywaniem miłości bliźniemu milczenie wobec niego o Ewangelii z obawy, by się nie poczuł urażony. Jak więc Kościół ma być znakiem sprzeciwu? Ekologia, dialog, budowanie mostów, braterstwo nie mogą dokonywać się kosztem głoszenia Ewangelii. Nawracajcie się, bo bliskie jest Królestwo Boże…, Idźcie i głoście…, uczcie zachowywać wszystko, co wam przykazałem, kto uwierzy i ochrzci się będzie zbawiony, kto nie uwierzy będzie potępiony. Jakie można mieć w tym miejscu wątpliwości? Za dużo w nas horyzontalizmu socjologii, za mało wiary. Wryły mi się w pamięć słowa kard. Roberta Saraha o tym, że ludzie kiedyś oskarżą nas przed Panem za krzywdę, którą im wyrządziliśmy, nie głosząc im prawdy. Dwadzieścia lat temu w Szwajcarii pewna starsza pani, rozmawiając ze mną o stanie wiary w jej kraju, powiedziała: „Ojcze, u nas wiarę zniszczyli księża”. Dziś całe połacie świata poganieją, milionom ludzi grozi potępienie, zanika cześć i wiara wobec Eucharystii, w wielu krajach zanikło pojęcie grzechu. Czy ktoś się tym przejmuje?
Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: To, co Ksiądz mówi, nie napawa optymizmem. Może pomimo narastającego kryzysu jest jednak jakaś nadzieja? I jak te wszystkie problemy powinni postrzegać ludzie świeccy?
Ks. Franciszek Gomułczak: Na wszystko, co się dzieje wokół nas, trzeba patrzeć okiem wiary. W Wielki Piątek po śmierci św. Jana Pawła II kard. Joseph Ratzinger mówił w rozważaniach Drogi Krzyżowej, że Kościół przypomina łódź nabierającą zewsząd wody. Trzeba jednak pamiętać, że na dnie tej łodzi śpi Pan i w odpowiednim momencie wstanie, rozkaże wichrom i nastanie cisza. Ale chyba nie bez powodu pyta, czy Syn Człowieczy zastanie na ziemi wiarę, gdy przyjdzie, nie bez powodu też św. Paweł ostrzega przed Synem Zatracenia, który zasiądzie na tronie, dowodząc, że sam jest Bogiem, nie bez powodu też Pan Jezus mówi o nadejściu ucisku, jakiego przedtem nie było, co potwierdzają też karty Apokalipsy. Wszystko to nie jest nam dane po to, abyśmy się przelękli czy popadli w rozpacz, ale po to, byśmy nabrali ducha i mocy oraz byli gotowi stawić czoła niebezpieczeństwom. Mówił św. biskup Józef Sebastian Pelczar, że Bóg nie żąda od nas więcej, niż możemy Mu dać. To powinno być dla nas życiową mądrością. Róbmy to, co w naszej mocy. Módlmy się, rozważajmy Słowo Boże, bądźmy ludźmi świadectwa, nawet jeśli będzie nam się wydawać, że nie przynosi to żadnego efektu, a wprost przeciwnie. Czas, który jest nam dany, jest czasem próby. To nasz egzamin z wiary, który chciejmy zdać celująco przed Bogiem. Osobiście karmię się przykładem św. Atanazego, który uczy, że nie jest ważna popularność, społeczne wzięcie, oklaski tłumu, słowa uznania – skądkolwiek by pochodziły. Najważniejsza jest wierność Chrystusowi i odpowiedzialność za wieczny los ludzi, których Bóg stawia na mojej drodze. Może warto zakończyć słowami naszego poety: Bądź wierny Idź. Reszta w rękach Boga.
Ks. dr Franciszek Gomułczak ur. 1957 r., absolwent Instytutu Historii Kościoła KUL, wieloletni misjonarz na Ukrainie, były wychowawca i wykładowca historii Kościoła w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym we Lwowie i w WSD Księży Pallotynów w Ołtarzewie, autor publikacji z dziejów pallotyńskiego duszpasterstwa polonjnego we Francji, duszpasterz i rekolekcjonista. Mieszka w Otwocku.
Dodaj komentarz