Dziesięć pytań do Małgorzaty Nawrockiej

Tematy

Dziesięć pytań do Małgorzaty Nawrockiej

Stowarzyszenie Przybądźcie Wierni: Domyślamy się, że nie każda osoba stwierdza przy porannej kawie, że będzie pisała książki, siada do pisania, a wieczorem przesyła do wydawcy gotową powieść. Niektórzy zaczynają tworzyć powieści fantasy, inni powieści historyczne. Czy pamięta Pani jakiś charakterystyczny moment z własnego życia, kiedy rozpoczęła się Pani przygoda z pisaniem książek, jaki jest najdogodniejszy dla Pani rodzaj twórczości i dla czego akurat ten?

Małgorzata Nawrocka: Pierwsza książka urodziła się prawie równocześnie z urodzeniem mojej pierwszej córki. Wcześniej, podczas studiów na polonistyce UW, doszłam do przekonania, że wszystkie genialne książki już napisano, więc nie ma sensu dopisywać do tej listy kolejnych przeciętnych. Inteligentny człowiek, zamiast udawać autora, powinien więc wyłącznie czytać. Czytać, czytać, czytać… Wtedy jednak nie wiedziałam jeszcze, jak inspirujące jest macierzyństwo! Świat dziecka to dopiero wyzwanie, a jak się już pokona Ezopa, Andersena, braci Grimm, Konopnicką itp, zostaje wciąż wiele miejsca na opowieści przez nikogo jeszcze nie wymyślone. Tak się zaczęło. Zadedykowałam mojej dwuletniej wówczas córeczce zbiór pięćdziesięciu wierszowanych bajek p.t. „Piórka z podwórka”, wydanych kilka miesięcy później w wydawnictwie „Niedziela” i niespodziewanie zaczęłam funkcjonować w świecie literatury. Potem życie pisarskie nabrało dużego tempa. Próbowałam z pasją wielu gatunków, wśród nich jednak najbardziej porywa mnie fantasy. Żaden z innych gatunków nie daje autorowi, moim zdaniem, tak szerokiego pola do używania wyobraźni. Fantasy jest dosłownie stwarzaniem, a nie tylko tworzeniem. To naprawdę fascynujące doświadczenie. Ten gatunek nie wytycza autorowi żadnych granic, poza moralnymi oczywiście, co u mnie jest istotne, bo zawsze pilnuję, żeby ostateczny przekaz mojej pracy był jednoznacznie zgodny z przekazem Kościoła.

Przybądźcie Wierni: Mówi się często, że Małgorzata Nawrocka to taki polski Tolkien w spódnicy. Inni z kolei porównują Panią do C. S. Lewisa. Proszę powiedzieć kilka słów o sobie – w szczególności, czym jest dla Pani wiara katolicka i dlaczego Pani twórczość – ściślej rzecz biorąc Pani proza – pozycjonowana jako gatunek fantasy i do tego z licznymi elementami humoru, oceniana jest przez krytyków jako głęboko katolicka?

Małgorzata Nawrocka: Oj, zatem bardzo miło się mówi, jeśli rzeczywiście się mówi…  Dziękuję. Tolkien i Lewis to literackie autorytety. Z różnym skutkiem próbuję aż tak wysoko podskoczyć ze swoją podkasaną muzą, choć nigdy prozy tych idoli nie traktowałam jako obowiązkowej matrycy do inspiracji. A katolicyzm? Cóż, to chyba stan umysłu i integralna część mojej, również literackiej, natury. Codziennie Bogu dziękuję za łaskę wiary dzielnych przodków, za to, że dzięki nim jestem w Kościele, i że również moja praca zawodowa może służyć budowaniu duchowej wspólnoty. Z takim punktem wyjścia przy pisaniu trudno ukryć swój światopogląd. Zresztą, po co ukrywać? Dzień, w którym potencjalnie zostałabym ze swoimi książkami „katolikiem bezobjawowym” uznałabym za dzień totalnej porażki.

Przybądźcie Wierni: Wzrastając w danym środowisku, każdy przesiąka jego duchem. Wśród autorów książek widać różne inspiracje i związane z tym style. Czy można zatem powiedzieć że wiara katolicka jest dla Pani stałą inspiracją? Jaka postać z hagiografii Kościoła katolickiego jest Pani najbardziej bliska duchowo?

Małgorzata Nawrocka: Tak, wiara katolicka jest dla mnie stałą inspiracją. Nie znam bogatszego świata, który mógłby być bardziej inspirujący obiektywnie, dla kogokolwiek. Nie znam głębi głębszej niż głębia objawionego Boga. Choć rozumiem, że Ci, którzy tego jeszcze nie odkryli osobiście, nie muszą podzielać tego punktu widzenia. Jednak zawsze mi wtedy szkoda. Może dlatego wciąż piszę. Z nadzieją, że kolejna książka pomoże odnaleźć komuś uczciwie poszukującemu prawdy drogę do wiary. Mnie na tej drodze wspiera Chyba przede wszystkim Święty Józef. Mogę bez żenady zadeklarować się jako jedna z Jego licznych wielbicielek i czcicielek .

Przybądźcie Wierni: Czterotomowa obecnie saga: „Anhar”, „Alhar syn Anhara”, „Ariel wnuk Alhara” oraz „Airam. Ostatnia tajemnica” afirmują, honor, męstwo, autorytet, walkę przeciwko złu, poświęcenie, miłosierdzie i przebaczenie. Czy te katolickie wartości pociągają dzisiejszą młodzież, która zdaje się wybierać raczej to co łatwe, niezobowiązujące, osiągalne natychmiastowo bez większego wysiłku, nie mówiąc już o poświęceniu lub o ofierze z siebie?

Małgorzata Nawrocka: Bez względu na to, co kto dziś realnie wybiera, sumienie, wolna wola oraz rozum to trzy niezależne od okoliczności i czasów błogosławione narzędzia, w które Bóg wyposaża każdego człowieka. Wiem, że spoganiały świat uwodzi dziś i deprawuje młodych, aby źle z tych narzędzi korzystali, ale mam nadzieję, co więcej – głębokie przekonanie oparte na licznych obserwacjach i świadectwach – że kiedy uczciwa osoba napotka na drodze prawdziwe wartości, przez które Bóg może przypuścić szturm aż po jej serce, dzieją się cuda. Nie sądzę, aby Bóg kochał to młode pokolenie mniej niż poprzednie, z „łatwiejszych czasów”. On o młodych teraz walczy jak Lew. My, współcześni wierzący, mamy obowiązek walczyć razem z Nim. Jak i gdzie potrafimy. Choćby przez pisanie katolickich książek.

Przybądźcie Wierni: Upadek autorytetu w dzisiejszych czasach to fakt niezaprzeczalny. Rodzice, dziadkowie czy inne osoby będące naturalnym przykładem do naśladowania dla innych, w kulturze mediów, celebrytów i sztucznie kreowanych idoli stali się obiektem raczej wstydu niż wzorem postaw i dumy. Czytając różne książki mniej czy bardziej zaprzyjaźniamy się lub zrażamy do ich bohaterów. Podobnie „szufladkujemy” autorów lektur. Jacy bohaterowie i twórcy literatury najbardziej zapadli Pani w pamięci z konotacją pozytywną, a jacy z konotacją negatywną?

Małgorzata Nawrocka: Listy pozytywnych jak i negatywnych przykładów mogą być bardzo długie, wskażmy więc chociaż kilka. Nie sądzę, aby można było dziś wychować porządnego człowieka (Polaka) bez „Trylogii” i „Quo vadis” Sienkiewicza, bez „Pana Tadeusza”, „Chłopów”, „Wesela”, „Nad Niemnem”, „Lalki”, książek Zofii Kossak, religijnej twórczości Romana Brandstaettera czy poezji księdza Twardowskiego. Zatem klasyka. Ona powinna się obronić, bo intelektualnie i kulturowo zginiemy. Z prozą zagraniczną problem jest tego rodzaju, że tam częściej niż u nas życie prywatne autora a jego przekaz literacki to dwie rzeczywistości. Tak więc poza nienagannymi Tolkienem, Lewisem czy Chestertonem noszę w pamięci wybrane dzieła Saint-Exupery’ego, Josepha Conrada, Dostojewskiego, Goldinga, Orwella, Verne’a, Londona czy Maya. Zdecydowanie nie lubię „Harry’ego Pottera” jak również twórczości panów Sapkowskiego i Stephena Kinga. Twórczość pani Stephenie Meyer, książki Paulo Coelho i „Grę o tron” George’a Martina uważam za toksyczne kulturowo i duchowo.

Przybądźcie Wierni: Jaką rolę w Pani twórczości odgrywa humor – jest go pełno w Pani wierszach, ale i w prozie nie stroni Pani od humoru i dobrego, naszym zdaniem, dowcipu. Wszystkie jednak utwory chyba nie są pisane jedynie dla rozbawienia czytelnika, ale mają zawsze głębsze przesłanie – czy humor Pani zdaniem może być również narzędziem krzewienia wiary i moralności?

Małgorzata Nawrocka: Humor to bardzo cenna broń w literackiej walce o jakość stylu i życzliwą uwagę Czytelnika, którego próbuje się przekonać do swoich wartości. Podobnie jak w życiu, i w teologii: jest ważny! Wiadomo – diabeł, istota zatracona na wieki przez próżność, niczego nie boi się tak jak wyśmiania. Poczucie humoru towarzyszące językowi powieści czy cechujące wybranych bohaterów oswaja poza tym, zwłaszcza młodych czytelników, ze scenami trudniejszymi, gdzie musi pojawić się przekaz bardziej filozoficzny, religijny, czy kulturowy. Dydaktyzm bez tej odrobiny lekkości byłby, moim zdaniem, niestrawny dla młodzieży. Zatem uczymy bawiąc, czyli znów klasyka…

Przybądźcie Wierni: Mamy również pytania od młodszych czytelników:
14-letnia Hania: Bardzo fascynujący jest proces powstawania książek, to jak autor myśli i w jaki sposób fabuła i bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem w duszy twórcy? Zawsze nurtowało mnie pytanie, czy fabułę książki wymyśla Pani w trakcie pisania czy zaczyna pisać po zbudowaniu fabuły?

Małgorzata Nawrocka: Kochana Haniu! Jako autorka jestem wielbicielką białych, nie zapisanych kartek. Czy pustych stron komputera, wszystko jedno. Uwielbiam chwile, kiedy siadam przed białym ekranem i daję się po prostu ponieść wyobraźni. Nigdy nie planuję fabuły wcześniej. Zasadą tworzenia jest po prostu detaliczne opisywanie kolejnych obrazów, które widzi wewnętrzna wyobraźnia. Bohaterowie i zdarzenia pojawiają się więc spontanicznie. Zapisując pierwszą linię strony nie wiem, dokąd los poniesie mnie w ostatniej. Dzięki temu mam wrażenie, że sama żyję w środku tego literackiego świata. Wędruję po nim zdziwiona i zaskoczona razem z bohaterami. Zatem przy pisaniu, zwłaszcza godzinami, co się zdarza, bywam zmęczona, ale nigdy się nie nudzę. Jest tylko jedna zasada, która to wszystko wprawia w ruch: krótka, ale żarliwa modlitwa do Ducha Świętego o prowadzenie. To codzienna praktyka. Bez niej nie zaczynam żadnej, nawet najmniejszej literackiej pracy.

Z kolei 11-letni Stanisław chciałby wiedzieć, ile czasu zajęło Pani pisanie „Twierdzy Aniołów” i „Doliny Aniołów” oraz kiedy może się spodziewać części trzeciej?

Małgorzata Nawrocka: Mój drogi Stasiu! Napisanie każdej z tych powieści zajęło mi około roku, zatem sporo czasu, co wynika oczywiście z tego, że to już grubaśne książki i że w trakcie ich pisania, jak to w kalendarzu każdego dorosłego, wydarzały mi się również inne, niespodziewane rzeczy. Mam więc dwie nadzieje: po pierwsze, że za rok usiądę do pisania trzeciej części sagi anielskiej, a po drugie, że za dwa lata, kiedy będzie najprawdopodobniej wydana drukiem, nie stracisz jeszcze świętej cierpliwości w oczekiwaniu na ciąg dalszy przygód głównych bohaterów i zechcesz przeczytać je z równym zainteresowaniem, jak te pierwsze. Czego sobie i Tobie życzę.

Przybądźcie Wierni: „Twierdza Aniołów” i „Dolina Aniołów” nowy gatunek określany jako angel-fiction. Chyba literatura nie znała wcześniej takiego gatunku. Skąd pomysł i śmiałość do takiej nowości?

Małgorzata Nawrocka: Wbrew pozorom angelologia katolicka to szeroka dziedzina nauki, a nie zbiór anegdot o skrzydlatych ni to aniołkach ni to amorkach, bosych, w koszulkach i z buzią w ciup, jak je często przedstawia ludyczna popkultura. Przez wieki święci, ojcowie i doktorowie Kościoła budowali mozolnie fascynujący obraz duchowej, hierarchicznej rzeczywistości bytów niebieskich, a my mamy do niego dostęp poprzez dzieła takich wybitnych osobowości Kościoła jak chociażby święty Tomasz z Akwinu, zwany także doktorem anielskim. To właśnie rozum i logiczne wnioskowanie a nie jedynie wyobraźnia pozwoliły św. Tomaszowi na stworzenie spójnego przekazu na ten temat. Kościół nie jest zatem zupełnie bezradny wobec tajemnic aniołów i nie musi posługiwać się tu ślepą intuicją. Respektowanie katolickiej angelologii w jej logicznych ramach może ośmielać autorów do tworzenia światów komentujących rzeczywistość anielską. Angel-fiction jest konsekwencją tego założenia, choć zdaję sobie sprawę, że stawia to przy pisaniu dodatkowe, niemałe wymagania, aby nie popaść w błędy teologiczne, więc trzeba się dobrze pilnować i „rafy” omijać fortelami wyobraźni.

Przybądźcie Wierni: Jak, Pani zdaniem, dzisiaj w dobie wyparcia Boga z całej niemal współczesnej kultury i jej barbaryzacji, w czasach zwrócenia się człowieka do świata wirtualnego czasem do świata magii, a ucieczki od realnej rzeczywistości, w czasach uznania absurdu za prawdę, zła, aberracji i wulgarności za normę możemy przekazać wiarę następnym pokoleniom?

Małgorzata Nawrocka: Nie uczynimy tego bez wsparcia Nieba, bo na wolności chodzi już „przeciwnik, jak lew ryczący”. Moim zdaniem ochronę dla naszych dzieci możemy wyprosić jedynie gorliwą, codzienną modlitwą na kolanach przed Bogiem. Do tego dodałabym zawierzenie każdego z dzieci Niepokalanemu Sercu Maryi, dopilnowanie żywych praktyk sakramentalnych całej rodziny oraz usilną, świadomą pracę nad sobą rodziców, tak by ich ustny przekaz wiary uczciwie pokrywał się z zasadami, które realizują na co dzień. Ograniczenie dostępu do odmóżdżających treści z mediów i Internetu, a w każdym razie rozsądne i bieżące ich komentowanie także pomaga dzieciom zrozumieć skomplikowany, współczesny świat. Dodałabym też sugestię, aby poszukać wspólnoty, a przynajmniej środowiska osób myślących i świadomie wychowujących w wysokim, duchowym standardzie, aby w takiej grupie uzyskać wychowawcze wsparcie. I powinno być dobrze. Wychowujemy trudne, ale bardzo ważne pokolenie i musimy wygrać ze złem bitwę o nie.

Przybądźcie Wierni: Serdecznie dziękujemy za rozmowę.


Małgorzata Nawrockapisarka, dziennikarka, publicystka, poetka, scenarzystka, ilustrator, animator kultury, pedagog.
Absolwentka wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Autorka sześćdziesięciu książek, głównie dla dzieci i młodzieży, scenariuszy teatralnych i telewizyjnych, tekstów piosenek, tekstów do podręczników szkolnych, artykułów, felietonów, audycji radiowych, aforyzmów, poradników oraz biografii.
Szerszemu odbiorcy znana jako autorka powieści fantasy, tekstów polemicznych, penetrujących świat literatury, popkultury, sztuki oraz miłośniczka języka polskiego.
Instruktor autorskich warsztatów literackich dla dzieci i młodzieży, promujących pasję czytania oraz samodzielnego tworzenia tekstów artystycznych.
Lektorka audiobooków.
Od 2008 roku organizator oraz prelegent ponad 40 ogólnopolskich sympozjów popularnonaukowych, szerzących wiedzę na temat przemian we współczesnej kulturze, również tych, które dotyczą zagrożeń duchowych.
Laureatka kilku nagród literackich.
Entuzjastka spotkań z młodymi Czytelnikami. Recenzentka i doradca autorów tekstów amatorskich.
Prywatnie żona jednego męża i mama trzech córek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *