Armagedon
Katastrofalne pożary, które od 7 stycznia 2025 roku trawią Los Angeles (LA), największe miasto w Kalifornii, pochłonęły obszar bliski jednej trzeciej Warszawy. Spłonęło prawie 30 osób, blisko 15 tysięcy domów, szkół, kościołów, centrów handlowych. Szkody są szacowane na około 250 miliardów dolarów.
Oficjalne stanowisko gubernatora Kalifornii, Gavina Newsoma oraz burmistrzni LA, Karen Bass głosi, że zrobiono wszystko, by zapobiec tragedii: służby zareagowały natychmiast, niestety nadzwyczaj trudne warunki pogodowe (spowodowane przez zmiany klimatyczne) doprowadziły do katastrofy, której nikt nie mógł zapobiec. Jakakolwiek krytyka takiej narracji to polityzacja tragedii, bezwzględne budowanie kapitału politycznego na ludzkim cierpieniu.
Warto się przyjrzeć bliżej, co naprawdę wydarzyło się w Los Angeles, ponieważ ten lokalny armagedon, jak w soczewce, zogniskował wszystko, co zmieniło Amerykę nie do poznania.
Piszę ten tekst w dniu zaprzysiężenia nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa, który w spektakularnym stylu zwyciężył ostatnie wybory. Nie tylko zdobył wystarczającą ilość głosów elektorskich i przejął wszystkie tzw. stany wahające się (swing states), ale także wygrał w głosowaniu powszechnym. Partia Republikańska zdobyła również większość głosów w Senacie oraz w Kongresie. Zwycięstwo kandydata prawicy nie mogło być większe.
Co spowodowało, że społeczeństwo amerykańskie odwróciło się od Partii Demokratycznej? Wróćmy do Los Angeles i Kalifornii, w której władza jest całkowicie przejęta przez lewicową Partię Demokratyczną. Historia pożaru w LA rozpoczyna się drugiego stycznia, niemal tydzień przed wybuchem pożarów. Krajowa Służba Meteorologiczna wydaje najwyższe ostrzeżenie przeciwpożarowe. Klimat Kalifornii jest specyficzny – typowe są okresy nawet 6-8 miesięczne, gdy nie pojawiają się żadne opady. W okresie zimowym wieją też bardzo silne wiatry, podobne do polskiego halnego. Co roku wybuchają pożary.
I w tak zapowiedzianych warunkach burmistrz LA leci sobie z wizytą do Afryki. Interesującą ciekawostką jest fakt, że Karen Bass znana jest ze swych komunistycznych sympatii, wielokrotnie latała w latach 70-tych na Kubę i wychwalała Fidela Castro. Służby, za które jest odpowiedzialna, nie są postawione w stan najwyższej gotowości, nie dzieje się nic. Siódmego stycznia rozpoczyna się armagedon, po kilku godzinach brakuje wody w hydrantach, ponieważ drugi największy zbiornik retencyjny w LA okazuje się być pusty, o czym strażacy nie mieli pojęcia. Ten zbiornik, i brak wody, odegra kluczową rolę. Pożary trawią zachodnie wybrzeże od tysięcy lat, ale można im przeciwdziałać.
Zacytuję wypowiedź Victora Davisa Hansona, znanego amerykańskiego historyka, który nazwał pożary w LA “bombą wodorową składającą się z dwóch elementów – DEI oraz Zielonego Ładu (…) Jest to niewyobrażalny cywilizacyjny rozkład”. Dlaczego? W Kalifornii systemowo obcina się budżet przeznaczony na służby ratujące życie i majątek ludzi – przede wszystkim policji i straży pożarnej. Tuż przed pożarem odjęto pożarnikom w LA 17 milionów dolarów, były również cięcia kadrowe. Partia Demokratyczna przeznacza miliardy dolarów na edukację DEI (czyli diversity, equity, inclusion – różnorodność, równość i inkluzywność). Wydaje się, z pieniędzy podatników, ogromne fundusze na imigrantów, osoby bezdome czy transgenderowe. I robi to kosztem podstawowej infrastruktury koniecznej do normalnego funkcjonowania ludzi. Jest to nowotwór, który niepostrzeżenie przerósł tkanki administracyjne i edukacyjne całych Stanów, ale nigdzie nie jest to lepiej widoczne, niż w Kalifornii.
Podstawowym lewicowym, neomarksistowskim tworem jest wspomniane wyżej DEI. W Kalifornii DEI przeżera wszystkie instytucje, poczynając od szkół, kończąc na straży pożarnej w Los Angeles. Po wybuchu pożarów w LA zaczęto otwarciej mówić o sytuacji służb pożarniczych, głos zabrali strażacy z wieloletnim doświadczeniem.
Problem z DEI polega na tym, że podstawowe zadanie służb, polegające na ratowaniu życia i mienia ludzi, zostaje usunięte w cień DEI. Różnorodność, równość i inkluzywność wysuwa się na pierwszy plan przy podejmowaniu decyzji, kogo przyjmuje się do pracy i kto będzie awansował. Obniża się standardy w celu przyjmowania do pracy osób z tak zwanych grup wykluczanych. Przestaje mieć znaczenie edukacja, warunki fizyczne, wytrzymałość psychiczna – ich miejsce zajmuje płeć, gender, kolor skóry czy orientacja seksualna. Zapewne nie można wykluczyć, że pierwsza kobieta i lesbijka została dyrektorem departamentu straży pożarnej LA ze względu na swoje zasługi w dowodzeniu strażą, jest jednak dużo bardziej prawdopodobne, że awansowała, ponieważ spełniała kryteria DEI. Co więcej, szczyciła się faktem, ze 70% zatrudnień w jej departamencie nie było oparte na zasługach, ale na różnorodności, równości i inkluzywności. Jest to identyczny mechanizm, który w Polsce umożliwiał rządzącym za czasów komuny, przyjmowanie na uczelnie, czy stanowiska, osób z tak zwanym “pochodzeniem”. Prowadzi to w oczywisty sposób do zapaści służb i instytucji, ponieważ wykluczane są osoby najlepsze w danej dziedzinie, ze względu na “złe” pochodzenie: rasę, płeć czy normatywną orientację seksualną. Aktualna lewicująca narracja zdefiniowała białego, heteroseksualnego mężczyznę jako uprzywilejowanego rasistę. Powinni oni rozpoznać swoje “uprzywilejowanie” i usunąć się zwalniając miejsce osobom dotychczas “marginalizowanym”, na przykład otyłej, czarnoskórej lesbijce.
Słowa różnorodność, równość i integracja brzmią bardzo pozytywnie, w rzeczywistości jest to instytucjonalny, antycywilizacyjny rak toczący podstępnie tkankę społeczeństw.
Na stronie Departamentu Straży Pożarnej LA można przeczytać, że oddziały straży powinny odzwierciedlać społeczności, które chcą chronić, czyli dbać o różnorodność. Furorę robi wypowiedź czarnoskórej pracownicy straży pożarnej, która twierdzi, że czarni mieszkańcy chcą być ratowani przez czarnych strażaków, osoby o korzeniach azjatyckich przez Azjatów, kobiety przez kobiety, itd. Po czym na pytanie, co jeśli kobieta strażak nie będzie w stanie wynieść z pożaru ciężkiego mężczyzny odpowiada, że “nie powinien był się znaleźć w takim razie w takim miejscu”. Trudno chyba wyobrazić sobie wypowiedź bardziej sprzeczną z etosem służby pożarniczej. I tak właśnie działa DEI.
Gubernator Kalifornii, Gavin Newsom, wypłacił w 2024 roku 25 miliardów dolarów na pomoc bezdomnym. Systemowo nie przeznaczano funduszy na prewencję pożarów, które od lat nękają ten piękny stan. W 2019 roku, po pożarze Paradise, w którym spłonęło 85 osób, Newsom obiecał lepsze zarządzanie lasami oraz pomoc w nowelizacji przestarzałej infrastruktury elektrycznej, która powoduje dużą część pożarów. Nie zrobiono nic (poza rozdawnictwem funduszy stanowych i federalnych, co spowodowało jedynie gwałtowny wzrost liczby osób bezdomnych i nielegalnych imigrantów). Warto wspomnieć, że podejrzany o podpalenia w LA jest właśnie osobą bezdomną. Kalifornia obfituje w bogactwa naturalne, w tym zasoby wodne (zasilane m. in. przez pasmo gór Sierra). Ale antycywilizacyjny pęd ekonaturyzmu i Zielonego Ładu, który wyznają liberalne elity, uniemożliwia korzystanie z tych zasobów. Woda, która mogłaby zasilać południe Kalifornii (i teraz ratować życie i mienie ludzi w LA) spływa “naturalnie” do oceanu. Naczelny powód – ratowanie wymierającego gatunku rybek (Hypomesus transpacificus). Gavin Newsom zrobił wszystko, co jest w ludzkiej mocy, by ratować te 6 cm, maleńkie rybki. Nic, by tworzyć infrastrukturę przeciwpożarową. Od 50 lat nie wybudowano żadnego rezerwuaru! Zniszczono całkowicie przemysł drzewny, który pomagał zatrzymywać pożary. Co więcej, te działania czyni się pod hasłem zatrzymywania zmian klimatycznych, zmniejszenia ilości gazów cieplarnianych i ochrony naturalnego środowiska. Dziś Los Angeles pali się 14 dzień, wybuchły właśnie nowe pożary koło San Diego – spalił się dotychczas obszar przekraczający 16 tysięcy hektarów. Trudno sobie wyobrazić, jaka jest to emisja gazów cieplarnianych! To jest rzeczywisty skutek polityki Zielonego Ładu – systemowa dehumanizacja dla osiągnięcia politycznych celów.
Społeczeństwo amerykańskie zagłosowało przeciwko wszystkim progresywnym, skrajnie lewicowym ideom – niszczeniu wolności słowa, antyhumanistycznej sprawiedliwości klimatycznej, polityce tożsamości, a szczególnie jej najbardziej skrajnej formie – ideologii gender. Wreszcie nieograniczonej (za kadencji Bidena granicę USA przekroczyło około 10 milionów nielegalnych imigrantów!) migracji “nieudokumentowanych” osób, których nie wolno już było nazywać, ze względu na poprawność polityczną, nielegalnymi uchodźcami. Liberalny paradygmat odrzucający tradycyjne, chrześcijańskie wartości na rzecz “postępowych”, neomarksistowskich ideologii stracił w Ameryce zaufanie wyborców. Partia Demokratyczna nie spodziewała się, że przeciwko niej zagłosują mniejszości, które ta obiecywała “chronić”.
Zaprzysiężenie Donalda Trumpa jako 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych może okazać się śmiertelnym ciosem dla globalistycznych, ultralewicowych idei, które opanowały współczesny świat. Są to idee głęboko antyhumanistyczne, odrzucające wszystkie wartości, na których została zbudowana nasza chrześcijańska cywilizacja. Z całą pewnością byłaby to dobra wiadomość dla naszych dzieci.
Anna Stone
Dodaj komentarz